Kraj: Hiszpania
Barwa: różowe
Szczep: Bobal
Rocznik: 2006
Winnica:
Vicente Gandia
Cena: ok 21 zł
Opis: A niech tam. Mam wenę, więc sobie popiszę. :)
Dziś po obiedzie zasnułam się marzeniami o Toskanii. Jakoś tak ta
ostatnia vernaccia mnie nastroiła. Tęsknię za wakacjami i leniwym przemykaniem w promieniach słońca, za spacerami, pięknymi widokami, stopami opalonymi we wzorek z odciśniętych japonek...
"Myślisz, że w 17 minut zdążę kupić jakąś powieść o Toskanii?" - zapytałam Miłego zerkając na zegarek. 18.43. O siódmej zamykają księgarnię.
"Pomyślmy o tym przez następne pięć minut..."- odpowiedział tylko, a ja chwyciłam go za rękę i chwilę potem byliśmy w samochodzie.
Dla osób z innych zakątków świata, krótki zarys geograficzny: centrum Białegostoku przeobraża się właśnie w tzw. "plac miejski". Ruchliwą arterię pokrytą brukiem (wyobraźcie to sobie - główna przelotówka w tym mieście jest wyłożona kostką, nie asfaltem!) zamknięto i rozpoczęto prace dążące do zwiększenia atrakcyjności turystyczej miasta. Wreszcie! Mamy więc piękny brukowo-granitowy plac z parasolami, ogródkami piwnymi, pijalnią czekolady, sklepikami i tak dalej, zamiast zamglonej smogiem ulicy. I tam właśnie jest moja księgarnia. A tuż obok Galeria Win z paniami, które się ładnie uśmiechają, ale jeszcze nie rozgryzłam, czy mają jakiekolwiek pojęcie o winie...
Anyway, zdążyliśmy! Zakupiłam książkę i godzinę później, z kieliszkiem bobala w ręku, czytałam "Winnicę w Toskanii" - ot, taki sobie dziennik z zapiskami pisarza, który postanowił założyć winnicę. Czyta się bardziej jak blog niż jak literaturę piękną, ale w sumie, czy potrzebowałam czegoś więcej? W Galerii Win zakupiliśmy Marques del Turia, bo Miły nalegał, by spożyć coś lekkiego, różowego i "koniecznie schłodzonego, bo w końcu jest lato". Ech, trochę tęsknię za jakimś ciężkim, niesamowicie wytrawnym, czerwonym bordeaux, ale uległam. Korzystajmy z tego nieszczęsnego lata... Jakoś Toskania przy tych zakupach mi totalnie umknęła...
Ten hiszpański bobal jest bardzo fajny. O truskawkowo-malinowym bukiecie. W smaku na początku lekko wytrawny, a na końcu słodki, bardzo malinowy. Lekki, przyjazny, może nawet łatwy - ale na pewno nie prostacki. Zatem znowu mamy głos na "Tak".
Podsumowując, to był bardzo udany wieczór. Za oknami, koło dziesiątej, strzelały fajerwerki, jakby dla uczczenia happy endu tego dnia, a ja, sięgając co chwila po kieliszek, cichutko plumkałam na pianinie "Lemon tree".
"To niesamowite, jak kilka kęsów pieczonego mięsa i obfity kieliszek (wina) mogą przywrócić chęć do życia, po drugim kieliszku śmiech płynie prosto z serca, a wypicie trzeciego gwarantuje, że każdy mąż zacznie rozglądać się dyskretnie w poszukiwaniu odosobnionego miejsca, w którym mógłby spędzić kilka słodkich chwil ze swoją żoną."
Winnica w Toskanii, Ferenc Mate