środa, 26 marca 2008

Madera Henriques & Henriques 3 y.o. Monte Seco - TAK

Kraj: Madera

Szczep: Tinta Negra Mole/Sercia (90/10)

Barwa: białe


Opis: Jedna z butelek, która właśnie przybyła z Madery. Prosto z winnicy H&H. Przykład świetnego wina wzmacnianego (ostatnio pisał o nich Sofanes). Jakoś do tych mocnych trunków nie umiem się przekonać - może dlatego, że głowę mam słabą i po pierwszym kieliszku robi mi się trochę za wesoło. Nadają się jako malusi aperitif, ale nie na długie sączenie do rozmowy, które tak bardzo lubię. Monte seco jest bardzo intensywne, w smaku coś jakby wędzona śliwka, suszone jabłka. Wznosiliśmy nim toast oglądając zdjęcia z Madery - tam przez cały rok jest tak ciepło i słonecznie (no może z wyjątkiem tej wiosny - ponoć ciągle leje...). Świetne miejsce do uprawy winogron, bo klimat jest stabilny, a pogoda łatwa do przewidzenia. No i wymarzone miejsce na wakacje, bardzo malownicze, kolorowe od kwiatów, pełne zapierających dech w piersiach skalnych ustepów i zatoczek. Bardzo chciałabym się tam kiedyś wybrać.

poniedziałek, 24 marca 2008

Czas Apokalipsy

wino Frontera CarmenerePlan był ambitny - 5 różnych win, "Czas apokalipsy" i cztery podniebienia spragnione wrażeń smakowych. Wśród win zaplątał się Conde de Velazquez w wersji shiraz (nic nadzwyczajnego) i jakiś mołdawski pinot noir, którego nazwa wleciała i wyleciała (wraz z wylewaną zawartością butelki) - bardzo nieciekawe. Gwiazdą wieczoru była Frontera carmenere (ten sam producent, co Casillero Del Diablo) i Wagner dudniący z atakujących helikopterów. Plan był taki, że będziemy degustować, robić notatki, oceniać. Smakowanie wina wciągnęło nas jednak dużo bardziej niż myślałam. Rozmowa toczyła się tak luźno, że degustacja stała się jej naturalnym towarzyszem, a nie głównym przedmiotem. wino Abadir Forte Nero D'Avola
Moim prywatnym numerem jeden stał się Abadir Forte nero d'avola - sycylijczyk o ciemnej barwie i miodowym posmaku. Zgodnie stwiredziliśmy, że to wymarzone wino na zimowe wieczory, bo jego słodki, lepki smaczek rozgrzewa i osładza podniebienie (i atmosferę). Trochę może za ciężki na marcowe spotkania, kiedy wszyscy już myślami są przy wiośnie, a może nawet lecie -wino Lo Tengo Malbec pewnie dlatego w ogólnym rozrachunku przegrało z Fronterą. Ja jednak jakoś tak dałam się zaczarować temu sycylijskiemu szczepowi i usadowiłam się najbliżej karafki, w której "pływał"...
Na stole pojawiło się też argentyńskie Lo Tengo (malbec). Wjechało jako ostatnie i może dlatego zostało zupełnie zapomniane. A szkoda, bo planowo miało być wraz z Forte gwiazdami wieczoru. Z winem ż jest - nie wszystko idzie zgodnie z planem. Może właśnie w tym tkwi jego sekret?

czwartek, 13 marca 2008

blogo-wino-sfera

Jak widać, od dziś w kolumnie po prawej znajdziecie linki do stron, które czytam, polecam i wymieniam poglądy. Polecam SERIO! Bez lizusostwa :)

Serdecznie pozdrawiam autorów wymienionych stron. W szczególności przesyłam ukłony w stronę WinoManii - jeszcze raz wielkie dzięki za przesympatyczny komentarz i podlinkowanie Dzikiego Wina w serwisie.

poniedziałek, 10 marca 2008

Bovin Pinot Noir - TAK

Kraj: Macedonia

Barwa: czerwone (rubinowe)

Szczep: pinot noir


Opis: drugie z win próbowanych w Prognozach. Nosy wyczuły czerwone owoce jagodowe i fiołki. Pojawiła się też ziemista nuta charakterystyczna dla pinot noir - piszę "ziemista", bo tak mówią o niej recenzenci wina. Dla mnie ta nuta ma bardziej zapach butaprenu niż gleby. Co poradzić, taki nos... W smaku porzeczki, może trochę truskawki...
Trafiłam na nie przypadkiem i spróbowałam go trochę z przekory, bo marzył mi się prawdziwy pinot noir rodem z Burgundii. Niestety kelner zapytany o jakiekolwiek pinot noir nagle zbladł, potem gwałtownie poczerwieniał i wyjąkał, że "taaakieeeego wina to nie maająą". Podeszłam do półki wzięłam pierwszą butelkę z brzegu (ale fart!!!) i patrzę - Bovin. "A to?" - zapytałam. Pan kelner znowy zbladł, westchnął i zaserwował mi kieliszek. Ależ ten koleś musi mnie nienawidzić... Trochę mi nawet przykro... I jeszcze mi przykro, że tak go teraz obgaduję...
Generalnie Bovin w porządku, choć nic zachwycającego. Lekki i przyjemny. Na jego nieszczęście, potem piliśmy Diabełka i na jego tle pinot noir z Macedonii wypadł niemrawo.

Casillero Del Diablo Merlot - TAK

Kraj: Chile

Barwa: czerwone

Szczep: Merlot/Carmenere (90/10)

Opis: W ramach pierwszej wizyty w nowym klubie Prognozy degustowaliśmy wino Bovin (pinot noir) i właśnie merlot Casillero Del Diablo.
Był piękny. Ciemno-czerwony, nasycony o rozbudowanym bukiecie. W zapachu nuta przydymionego śliwkowego cappucino. Trochę się sprzeczaliśmy czym jest ten charakterystyczny posmak, który nas tak uwiódł - ja obstawiam wiśnie w czekoladzie. Tak sobie myślę, że gdybym miała listę top10, pewnie Diabełek miałby duże szanse, żeby do niej wejść.
Jeśli chodzi o sam klub, odniosłam wrażenie, że jego twórca nie do końca wiedział czego chce. A może to przez świeżość wszystkiego i chaos nowootwartej knajpy? Obsługa była trochę skołowana, momentami nie mogła znaleźć sobie miejsca. Siedzieliśmy na niewygodnych wysokich krzesłach gdzieś pomiędzy restauracją, dyskoteką, a winiarnią, muzyka z różnych stref mieszała się tworząc trudny do zniesienia hałas. Kelner serwujący trunki nie dał się wciągnąć w rozmowę o winie - obawiam się, że nie ma o nim pojęcia. No, powiedzmy, że dopuszczalne w jakiejś tam restauracyjce, ale BARDZO smutne w miejscu, które pod nazwą ma dopisek "wine & music club" i startuje do wyścigu z restauracjami z prawdziwego zdarzenia serwując potrawy o egzotycznie brzmiących nazwach (szyjki rakowe jakoś kojarzyły mi się wyłącznie ze schorzeniami macicy...). Żeby nie było, że tylko zrzędzę, wieeelki plus za fajne wnętrze, bardzo lanserskie :) I za ideę oczywiście! Bo choć efekty wymagają jeszcze doszlifowania, wielką radość odczuwam z powodu pączkującej w naszym mieście kultury wina.

Co ta psina ma do wina?

O tym, że winiarstwo obraca się wokół przyrody nikogo przekonywać chyba nie trzeba. Niemniej jednak w osłupienie i zachwyt wprawił mnie projekt Wine Dogs - przeradosna strona z przeradosnymi produktami (książki i kalendarze + gadżety promocyjne) zawierającymi zdjęcia psów mieszkających w winnicach.
Ze zdjęć merdają ogonami poczciwe psiaki wszelakiej maści i postury - zazwyczaj z winiarniami lub malowniczymi winnicami w tle. Zespół Wine Dogs przemierza świat i powiększa swoją kolekcję fotek. Przezabawne, absurdalne i przeurocze - choć chyba trochę nie do końca zdrowe...
A do czego to potrzebne? Jak to napisał jeden z recenzentów:
“Wine Dogs would make a great present for that someone who has everything."


Moja Sunia

Freixenet Ash Tree Estate 2005 - NIE


Kraj: Hiszpania


Barwa: czerwone


Rocznik: '05


Szczep: Shiraz, Monastrel (50/50)


Cena: ok. 25 zł (Real)




Opis: Piątkowy wieczór. Byłam zmęczona, zniecierpliwiona faktem, że w sobotę czeka mnie uczelnia zamiast długiego spania. Potrzebowałam chyba jakiegoś babskiego różowego albo któregoś Balance. Ash Tree Estate nie do końca trafiło mi w nastrój, chyba dlatego oceniam na NIE. Ale było ciekawe - w nosie zdecydowanie dominująca nuta suszonych jabłek. Producent zapewnia, że także białego pieprzu... No niech mu będzie, chociaż jakoś nie jestem do tego przekonana.
W smaku pierwszy łyk trochę mnie odrzucił. Do jabłek dołączyły śliwki i inne owoce. Bardzo charakterystyczny i trochę dziwny. Na poczatku rzeczywiście smakuje trochę jak kompot z suszu! Taki jak robi się na Boże Narodzenie... Po chwili rozwija się pozostawiając ostry posmak. Strasznie lubię takie mieszanki. To niezłe wino. Niestety nie w moim klimacie.

niedziela, 2 marca 2008

Lancers - TAK

Kraj: Portugalia

Barwa: różowe

Szczep: mieszanka

Opis: "Jak na środek huraganu, piękną dziś mamy pogodę." - powiedziałam do Miłego kiedy wychodziliśmy ze spożywczego, niosąc zapas mozarelli, pomidorów i soku marchwiowego. Zupełnie nie zapowiadało się na degustację jakiegokolwiek wina. Kolejne spokojne, ciche, momentami nawet słoneczne popołudnie. Tylko w telewizji dudnią, że orkan zbiera swoje żniwo. Jestem baaardzo zawiedziona - w trakcie dwóch dni szalejącego huraganu, nie widziałam nawet jednej latającej krowy... Ale do rzeczy, bo to nie miejsce na takie wynurzenia. Zabrałam się za porządki w kuchni i dotarłam do jej najmroczniejszych zakątków - tam, pod grubą warstwą kurzu stał zupełnie zapomniany Lancers niewiadomego pochodzenia. Nie wiem ile tam stał, ale przecież nie byłabym sobą gdybym nie sprawdziła, czy to się w ogóle do czegoś jeszcze nadaje. A nadaje się! Jest rewelacyjny! W kolorze bardziej pomarańczowy niz różowy. Lekko musujący. O bardzo intensywnym i pieknie rozwijającym się owocowym aromacie. W smaku też mocna owocowa nuta, ale w przeciwieństwie do El Sol na przykład, nie smakuje jak kompot - ślicznie łączy się z taninami i odkrywanie pojedyńczych nut naprawdę wciąga, choć nie udało nam się do końca go rozgryźć. Z dokończeniem poczekamy na kolejny huragan :)
Aha! Plus za bajerancką, malowaną butelkę z zawleczką.

El Sol California - NIE

Kraj: USA (California)

Barwa: różowe

Szczep: chyba white zinfandel

Cena: ok 20 zł

Opis: Nowa marka stworzona specjalnie na potrzeby polskiego rynku przez (uwaga, uwaga, to nie żart) Carlsberga. El Sol to odzwierciedlenie polskiej winnej mentalności -a właściwie jej braku. Bo jak Polak pije wino?
1. rzadko
2. niedbale
3. chałstami i butelkami
4. nieświadomie
5. byle najtaniej
6. w ostateczności.

Kiedy przeciętnemu Polakowi przyjdzie kupować trunek ciut bardziej wyfarinowany niż pospolity Patyk lub Komandos, żeby dla lansu gości poczęstować lub, nie daj boże, szefowi w podarunku oficjalnym złożyć, Polak wpada w panikę. Bo nic mu nie mówią osobliwe nazwy szczepów, czy roczniki, ocenia po butelce, czy ładna. Po cenie, czy nie za tanie, ale i nie za drogie. Czasem też rozpytuje wśród znajomych, z tym że z ich rad zapamiętuje tylko te nazwy, które "czyta się tak jak się pisze". Marketingowcy z Carlsberga stworzyli więc wino dla ludu mając na uwadze wszystko co powyższe. El Sol występuje więc w 5 rodzajach (Chile, Włochy, Kalifornia, Australia i Hiszpania), nazwanych po prostu nazwami krajów, z których pochodzą. Żadnych szczegółów, bo po co. Nalepa ładna, rzucająca się w oczy. Nazwa prosta, krótka, wpadająca w ucho. Tylko półwytrawne lub półsłodkie smaki, bo Polacy mają wciąż dystans do winnych skrajności. Miałam okazję spróbować kalifornijskiej wersji, która smakowała trochę jak rozgazowana malinowa wersja szampana Piccolo. Fajnie by się to piło gdyby było pićkiem na plaży. Ale jako wino, cóż, wypijalne, ale nic specjalnego. No i obciach niemiłosierny kupować trunek skierowany do przygłupów, więc wystawiam mu zdecydowane "NIE".