Wiem, wiem, jestem niedobra - znów miesiąc się nie odzywałam. Doktorze, czy mój blog umrze??
Czas jednak opisać wakacyjne winne przygody :) Czy wiecie, że Rodos ma ponad 2400-letnią tradycję winiarstwa? Że poza Retsiną, Soumą i Ouzo, można tam spróbować wina z wyjątkowych winogron? Że dwaj najwięksi producenci - Cair i Emery słyną z najwyższej jakości trunków? Nie słyszeliście? To dobrze, bo to bzdury! Propaganda pod turystów.
Snując się po Rodos próbowaliśmy najróżniejszych win, zaglądaliśmy do przeróżnych miejsc z winiem związanych. Trafiliśmy także do starej rozlewni Emery w mieście Rodos (niestety skończyło się na pogaduchach z pracownikami, bo na teren rozlewni nie wpuszcza się turystów - psia kość, a na
stronie pisali, że tam też można pozwiedzać...) oraz do showroom'u i winnicy we wsi Embona, w górach. W Embonie Emery zaprosiło nas na degustację, gdzie w brudnych, maciupkich kieliszkach mogliśmy spróbować... najtańszych win ichniejszej produkcji. Na pytanie, czy możemy napić się czegoś lepszego, obsługująca nas pani oznajmiła, że droższych win nie dają i że możemy sobie najwyżej kupić butelkę w sklepie. Próbowaliśmy wydobyć jakieś informacje o historii firmy, odmianach winorośli, leżakowaniu wina, różnicach między poszczególnymi winami, ale ku naszemu zdziwieniu, obsługa nie miała o tym pojęcia. Dowiedzieliśmy się tylko, że w całej firmie nie ma ani jednej drewnianej beczki...
Planowałam większe zakupy, ale odeszłam jedną butelką ponoć najlepszego wina (odezwę się jak je otworzymy) i zaczęłam myszkować po terenie winiarni. Znalazłam tylko stalowe silosy, skrzynki z pustymi butelkami. W okolicach nie widziałam ani jednej winorośli... To tyle jeśli chodzi o "winnicę"...
Prawda jest taka, że większość winogron przyjeżdża na Rodos z kontynentu. Produkuje się z nich średniej jakości wino, które jest rozlewane do butelek i opisywane certyfikatami regionalnymi przyznawanymi nie wiem na jakiej podstawie.
To nie Madera z zapierającą dech historią wyjątkowego wina - winiarskie Rodos jest nudne, rozdmuchane pod bezmyślnych turystów i pozbawione duszy. No, przynajmniej w kwestii win sprzedawanych komercyjnie. Oddać honor wyspie muszę za wino domowe, które dostać można w miejscowych tawernach. Ono naprawdę podbiło moje serce i pozwoliło uwierzyć, że gdzieś tam, z dala od turystycznych jarmarków są ludzie, którzy wciąż pamiętają jak wino robiło się owe 2400 lat temu.
Ps. Dziękuję wszystkim czytelnikom Blipa (okienko po prawej, na dole) za smsy i kibicowanie nam w trakcie wakacji. Bardzo nam Was brakowało!