Mnóstwo czasu upłynęło od ostatniego posta. Mnóstwo myśli . Mnóstwo rozmów. I w sumie bardzo mało wina. Przemknęły migusiem:
- Chińskie śliwkowe wino z winiarni Guangzhou Conghua Shunchangyuan (bardzo słodkie wino wzmacniane, chwilowy powrót do smaku madery), zupełnie jak japońskie umeshu, polecam rozcieńczane, bo same w sobie jest zdecydowanie za gęste i za intensywne
- Argentyńskie Terralis Mendoza (Cabernet+Merlot) z 2006 roku, niestety nic konkretnego o nim nie pamiętam, więc chyba nie warto
- Chilijskie Los Pagos (Carmenere) pachnące rodzynkami, rubinowe, bardzo dobre!
- Sycylijskie Piccini (Nero d'Avola) z 2006tego - zupełnie niefajne...
- Francuskie różowe, La Jaglerie (rose d'anjou) również z '06tego - niczym oranżada
oraz dzisiejsze trofeum kreteńskie:
- Entoria, różowe wino regionalne Krety, przywiezione w zeszłym roku z wakacji i chomikowane aż do dziś, do dzisiejszej pizzy domowej roboty. Nie wiadomo po co w sumie, bo chyba jednak nie warte zachodu. Cierpkie, o gorzkim posmaku... jodły. Tak... Jak to ładnie okreslił Miły: "smakuje igliwiem". Dziiiwne...
Chyba mój winny kryzys zakończył się nareszcie... Być może napiszę o nim słów kilka wkrótce. Albo i nie :)
Tak czy siak wracam do pisania i przepraszam wszystkich blogoczytaczy za tę okrutną przerwę.
PS. A propos tej marcowej madery, polecam ostatni Magazyn Wino, łaadnie tam o niej piszą :)
3 komentarze:
Noo, w końcu notka:) Dużo zaległości do nadrobienia:)
Dużo, dużo... ale mam nadzieję, że już nie będzie większych przestojów...
Czekamy. Czytamy. Przestoje zawsze się pojawiają, sztuka polega na ich przezwyciężaniu ;-)
Prześlij komentarz